piątek, 27 sierpnia 2010

Wstać lewą nogą

Dziś piątek, bynajmniej nie trzynastego, ale to mało istotne. Prawie wstałam lewą nogą. Szósta trzydzieści dzwoni budzik. A za oknem szaro, buro, zimno i deszcz pada. Brrrr! Takie dni chce się przeleżeć w łóżku, ale nie! Trzeba wstać do pracy. Nic nie mówię, że dziś do zrobienia dziesięć godzin. A Misio sobie leży w ciepłym łóżeczku i całkowicie nie odbiera fali z rzeczywistego świata kiedy próbuję się do niego przytulić. I cóż, że ze Szwecji? Zaglądam do plecaka i okazuję się, że brakuje w nim kluczy rodzico- mieszkaniowych i roboczych. Szlag! Na dworze zimniej niż myślałam patrząc za okno. Na całe szczęście poszłam do mamy. Dała mi parasolkę, bobym przemokła. A w pociągu trzeba było stać... Ponad to za Ż. to ściśnięci byliśmy jak sardynki w puszcze. Dobrze, że nie w sosie. Nie tylko ja miałam zły dzień. Pani wyżej jak najbardziej też. Ale ja nie mogę się na niej wyżywać, ani na nikim, bo po prostu nie lubię. Eh... Potem się trochę poprawiło. Dziewczyny z pracy są na prawdę, na prawdę rewelacyjne! Dzięki za mile spędzone godziny pracy: A, M, A, O, K. No i kolego A, Tobie też. Dobra atmosfera w pracy to 70% sukcesu, moim zdaniem. I nie tylko moim.

czwartek, 26 sierpnia 2010

...

Ubrana w suknię w kratę,
Z blasku księżyca i cieni drzew,
Otólona Twoimi ramionami
Od zimnego oddechu lasu
Jestem

Pieszczotą jest każdy powiew oddechu,
I każdy szept, który zostawiasz
Na mojej szyi
A dotyk jak ekstaza
I przecież wiesz, że
Chcę więcej i więcej

Dotyk ust mówi więcej niż słowa
A my rozmawiamy pieszcząc się wzajemnie
Tej nocy połączymy każde pragnienie
Bo będąc blisko mówię: "Kocham"



Do Te:*

środa, 25 sierpnia 2010

Sierpień w pigułce



"L, czy wiesz, że Shinigami jedzą tylko jabłka?"


Podsumowywując wszelakie za i przeciw dochodzę do wniosku, że zrobiliśmy bardzo dobrze. Już wolę codziennie dojeżdzać do Warszawy do pracy i szkoły niż tam mieszkać.
To nie jest miasto dla mnie. Ciężko się znosi widok tych wszystkich żebraków i ulotkarzy. Codziennie wieczorem kiedy wracam do domu skierniewickimi ulicami dochodzę do wniosku, że to właśnie to jest moje miejsce na świecie. Może to być dziwne, ale kocham to miasto. A do Warszawy wcale tak daleko nie jest... Właściwie to tylko pięćdziesiąt minut w pociągu. W sam raz na czytanie książek. A u babci mieszka się fantastycznie.

P.S. Kończę "Zaklętych" mojego ukochanego pisarza Mastertona, a także czytam/oglądam "Death Note", stąd ten obrazek. Żyję w oczekiwaniu na "A thousand suns" LP, popalając truskawkowy tytoń w shishy i pracując w pewnej drogeryjnej sieciówce.

Tak w skrócie wygląda moje tymczasowe życie.

poniedziałek, 23 sierpnia 2010

Nazwijmy to przerwą techniczną

Z powodu małej przeprowadzki i oczekiwania na podłączenie Internetu mój blog przez jakiś czas nie był aktualizowany. A na razie nie mam pomysłu co by tu napisać, więc trzeba poczekać. To znaczy ja muszę poczekać, bo nikt tego nie czyta;(