
"L, czy wiesz, że Shinigami jedzą tylko jabłka?"
Podsumowywując wszelakie za i przeciw dochodzę do wniosku, że zrobiliśmy bardzo dobrze. Już wolę codziennie dojeżdzać do Warszawy do pracy i szkoły niż tam mieszkać.
To nie jest miasto dla mnie. Ciężko się znosi widok tych wszystkich żebraków i ulotkarzy. Codziennie wieczorem kiedy wracam do domu skierniewickimi ulicami dochodzę do wniosku, że to właśnie to jest moje miejsce na świecie. Może to być dziwne, ale kocham to miasto. A do Warszawy wcale tak daleko nie jest... Właściwie to tylko pięćdziesiąt minut w pociągu. W sam raz na czytanie książek. A u babci mieszka się fantastycznie.
P.S. Kończę "Zaklętych" mojego ukochanego pisarza Mastertona, a także czytam/oglądam "Death Note", stąd ten obrazek. Żyję w oczekiwaniu na "A thousand suns" LP, popalając truskawkowy tytoń w shishy i pracując w pewnej drogeryjnej sieciówce.
Tak w skrócie wygląda moje tymczasowe życie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz